Dwa pogrzeby jeden wstyd – Henryk Pająk

Fragment książki Henryka Pająka pt: “Dwa pogrzeby jeden wstyd”.

Wprowadzenie

Czyż nie jest wstydem i degradacją narodowego panteonu na Wawelu, umieszczenie tam trumien Józefa Piłsudskiego i Lecha Ka­czyńskiego? Na to pytanie udziela odpowiedzi treść tego opracowa­nia.

Mason J. Piłsudski /Rycerz Kadosz/, agent austriacki i niemiec­ki, który na początku pierwszej wojny światowej próbował wywołać powstanie w zaborze rosyjskim, wspierać Austrię i Niemcy, nie liczył się z oczywistością klęski, z kolejną bezsensowną daniną krwi pol­skiej.

Przegrywający Niemcy przywieźli go w salonce do Warszawy i pomogli przejąć władzę, jako gwarantowi ich interesów w Wielko­polsce, Prusach Wschodnich i na Śląsku.

Potem mason Piłsudski za pieniądze masonerii brytyjskiej wywo­łał krwawą wojnę domową w maju 1926 roku; zbrodniczy pucz prze­ciwko demokratycznie wybranemu Sejmowi i prezydentowi. Była to zbrodnia stanu. Po śmierci spotkała go za to nagroda w postaci po­chówku na Wawelu, wymuszonego przez jego masońską mafię.

Lech Kaczyński

Lech Kaczyński był agenturalnym zwolennikiem rozbioru Polski w ramach Unii „Jewropejskiej”, co zatwierdził swoim podpisem pod aktem rozbiorowym.

Lech Kaczyński na żądanie rabinów przerwał ekshumację w mo­gile Żydów w Jedwabnem, tym samym na zawsze zatwierdzając kłamstwo o rzekomym polskim mordzie na tamtejszych Żydach.

W obydwa tych występkach przeciwko interesowi narodu pol­skiego, prezydent L. Kaczyński kierował się interesem żydowskiego terroryzmu, ekspansjonizmu, zatem zdradził Polskę jako ówczesny Prokurator Generalny RP i potem jako prezydent.

I za to spoczął na Wawelu.

Obydwaj – J. Piłsudski i L. Kaczyński byli agentami sił wro­gich Polsce. Zasłużyli na wieczyste potępienie jako zdrajcy. Wrogie Polsce siły wymusiły jednak pohańbienie Wawelu ich trumnami, pośród królów i bohaterów narodowych.

W proteście przeciwko temu pohańbieniu powstała ta książka.

„Błąd” Eligiusza Niewiadomskiego

Podczas wystawy w Galerii Sztuk Pięknych w Warszawie 16 grudnia 1922 roku, profesor rysunku Eligiusz Niewiadomski oddał trzy strzały z bliskiej odległości do prezydenta Gabriela Narutowicza, zabijając go na miejscu.

Tak oto rozpoczął się serial, w wyniku którego, jak dotąd, gwał­towną śmiercią zginęło trzech polskich prezydentów:

Gabriel Narutowicz

Ryszard Kaczorowski – były prezydent RP na Wygnaniu (1)

Lech Kaczyński.

Dlaczego Eligiusz Niewiadomski, artysta malarz, powszechnie szanowany intelektualista porwał się na taki czyn?

Jedni uznali go za szaleńca, inni za pospolitego zbrodniarza. ? Na jego pogrzeb stawiło się około 10.000 osób, niemal wszyscy z kwiata­mi, w ten lodowaty poranek stycznia 1923 roku!

Świadomi patrioci polscy, przeciwnicy masonerii i terrorystycz­nego piłsudyzmu, uznali go i uznają za bohatera narodowego.

Eligiusz Niewiadomski w notatkach więziennych zatytułowa­nych: „Do wszystkich Polaków”, utrwalił tragiczne credo swojego czynu:

Nie chcę, aby wyrok na mnie wykonany, stał się powodem zemsty krwi. Był on zgodny z prawem i życzeniem moim, był zatem sprawiedliwy, więcej – był potrzebny. Śmierć moja jest koniecznym uzupełnieniem mojego czynu. Bez niej byłby on nie tylko bezpłodny, ale leżałby na nim cień mordu. Zakwit­nie, to znaczy przemówi do Narodu. Głupcy i hipokryci widzą w nim akt szaleństwa albo fanatyzmu! Tak nie jest! Byłoby źle z Polską, gdyby odrobina charakteru wystarczyła, aby być uznanym za wariata, a odrobina uczucia wychodzącego poza normy przeciętne, dawała kwalifikacje na fanatyka. Czyn był straszny, bo musiałem uderzyć w naród. Nie słowem bezsil­nym, lecz gromem. Gromem równym tej hańbie, jaką go opa­nowała spółka cynicznych hultajów i jawnych wrogów Polski. Musiałem uderzyć gromem, aby zbudzić tych co mniemają, że Polska już się ciałem stała, że minął czas wysiłków i ofiar i że broń można już złożyć. Tak nie jest! To, na co patrzą oczy na­sze, nie jest jeszcze Polską. Nie o takiej śniły wielkie serca poetów naszych, nie za taką cierpiały, walczyły i ginęły po­kolenia/…/. Jest to dopiero Polska Piłsudskiego, Judeo-Polska. Naród polski do władzy w niej jeszcze nie doszedł. Polskę prawdziwą dopiero trzeba zdobyć i zbudować. W walce o nią niech się hartuje dusza pokoleń. Od udziału w tej walce nie zwalnia nikogo ani wiek, ani stanowisko społeczne, ani przy­należność lub nieprzynależność do partii. Trzeba ją zacząć od zwycięstwa nad sobą, od pokonania własnej słabości. (2)

Podczas procesu, 30 grudnia 1922 roku zaskoczony Sąd i publicz­ność usłyszeli od Eligiusza Niewiadomskiego, że początkowo zamierzał zastrzelić Józefa Piłsudskiego, Naczelnika Państwa. Dodał, że z początku po­dziwiał go i szanował, ale potem obwinił go za anarchię w państwie, za pusty skarb i wciskanie jego dy­letanckich towarzyszy partyjnych na ważne stanowiska państwowe.

Niewiadomski zapewnił Sąd, że Piłsudskiemu uratowała życie tylko jego rezygnacja z ubiegania się o urząd prezydenta!

Wybrał więc na cel swojego „gromu” prezydenta Narutowicza. Czuł się rozgoryczony i oburzo­ny faktem, że Narutowicz, mason i ateista, przez 32 lata przebywają­cy w Szwajcarii i nieznający realiów polskich, zgodził się na wybór i przyjął nominację na głowę państwa polskiego.

Na procesie Niewia­domski wyjaśnił:

W Sejmie kluby lewicowe w porozumieniu z żydostwem, stojąc na czele jawnych wrogów Polski, postanowiły za wszel­ką ceną nie dopuścić do prezydentury człowieka niezależne­go. Potrzeba im było człowieka chwiejnego, uległego, dające­go się powodować. W takim chcieli mieć powolne narzędzie matactw politycznych i gwarancję utrzymania kraju w stanie dotychczasowej anarchii. Udało im się przeprowadzić swoje­go kandydata głosami żydostwa przeciw większości polskiej. Narutowicz nie zorientował się i wybór przyjął. Przeciwko tym hańbom trzeba była zaprotestować głośno i silnie, bronić majestatu Rzeczypospolitej sponiewieranego przez ciury. Czy miałem do tego prawo? Miałem prawo i obowiązek. Miałem takie prawo jak każdy obywatel, dla którego Ojczyzna nie jest czemś, o czem się dowiaduje z gazet. (3)

Eligiusz Niewiadomski

Gabriel Narutowicz był masonem w loży „Wolność Przywrócona” /Wielka Loża Narodowa Polski/. Był bratem Stanisława Narutowi­cza, działacza skrajnie antypolskiej litewskiej Taryby.

Żydomasoneria zwarła szeregi przy urnach wyborczych na rzecz G. Narutowicza, ale nie obyło się bez błędów narodowców. Rywali­zowali o fotel prezydenta Gabriel Narutowicz i Maurycy Zamoyski. Narodowcy nie uwzględnili faktu, że posłom ludowym bliżej było do Narutowicza niż do Zamoyskiego, kojarzonego z anachronicznym „feudalizmem”. Tymczasem Maurycy Zamoyski oddał Polsce ogrom­ną przysługę gwarantując swym majątkiem pożyczkę dla Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu. Był patriotą w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.

Ostatecznie „witosowcy” z „Wyzwolenia” oddali głosy na Na­rutowicza i to zadecydowało o jego wygranej. A także głosy prawie trzech milionów Żydów.

Ludowcy widząc swój błąd, udali się delegacją do Narutowicza, aby nie przyjął urzędu. Ten oczywiście odmówił.

Kulminacją stały się masowe protesty uliczne patriotów, kiedy Narutowicz miał udać się do gmachu Sejmu na zaprzysiężenie.

Wytrawni terroryści z PPS – Frakcji Rewolucyjnej Piłsudskiego zwietrzyli, że na fali tych protestów można upiec wiele, włącznie z zabójstwem kandydata i tym zabójstwem zdyskredytować naro­dowców – „endencję”. Mogli wtedy liczyć na masowe rozruchy. Do akcji ruszyli bojówkarze z uśpionego, powstałego jeszcze w 1917 roku Centralnego Wydziału Pogotowia Bojowego PPS, składającego się z dawnych członków Organizacji Bojowej PPS sprzed żydowskiej rewolucji 1905 roku, w której miały wybitny udział bojówki Piłsud­skiego, a czego krwawym symbolem stała się pamiętna masakra na Placu Grzybowskim.

Hersztem pepesowskiej milicji w Warszawie był Żyd „Łokie­tek”, bandzior, który potem odegrał ważną rolę w rozruchach maja 1926, a później w zamordowaniu generała Włodzimierza Zagór­skiego. „Łokietek” był z wykształcenia lekarzem, przyjechał z Fran­cji wraz z darami Polonii dla Polski, czym zyskał sympatię otocze­nia wraz z innym bandziorem – Łukaszem Siemiątkowskim ksywa „Tata Tasiemka”.

Po śmierci Narutowicza „pepesiaki” cichaczem wyznaczyli trój­ki morderców, które miały zlikwidować generała Stanisława Hallera, Antoniego Sadzewicza, Tadeusza Dymowskiego /prezesa „Rozwo­ju”/, publicystę Stanisława Strońskiego i kilku innych aktywistów z opozycji.

„Endecy” i patriotycznie uświadomiona młodzież uniwersytecka usiłowali uniemożliwić przejazd Narutowicza do Sejmu na przysięgę.

Wśród demonstratorów byli księża: Lutosławski, Nowakowski, Wyrębowski i znani „endecy” Stanisław Stroński, Gierczak, Dy­mowski.

PPS skrzyknęła swoich wypróbowanych „zadymiarzy” na cze­le z „Łokietkiem”, ci zaś dobrali sobie kilkudziesięciu przedstawicieli „klasy robotniczej”, także z PPS. Na czele pochodu szedł „Łokietek” z działaczami PPS – Szczypiorskim i Marcelim Piłackim. Pochód po­przedzał sztandar. Niósł go robotnik z rzeźni na Solcu – Jan Kału­szewski.

Padły strzały, które dziwnym trafem zabiły w pierwszej kolejności Kałuszewskiego, następnie raniły kilkadziesiąt osób. Pochód rozpro­szył się. Narutowicz bez przeszkód wszedł do Sejmu. Po swoją śmierć.

Niewiadomski do końca swoich dni nie uważał się za bohatera. Ostatnie dni spędził na pisaniu i rozmyślaniu. To wtedy powstało jego cytowane przesłanie: „Do wszystkich Polaków”.

Sentencja wyroku brzmiała:

/…/ powodowany osobistym poglądem na obecny stan rze­czy w Polsce i swoistym poczuciem Jej honoru, rzeczywiście dnia 16 grudnia 1922 roku w Warszawie podczas otwarcia wy­stawy w gmachu Zachęty Sztuk Pięknych, dokonał zamachu na życie wybranego przez Zgromadzenie Narodowe [raczej mię­dzynarodowe! – H.P.] zgodnie z Konstytucją z dnia 17 marca 1921 roku, obowiązującą w Rzeczypospolitej Polskiej, Prezy­denta Gabriela Narutowicza, w trzecim dniu jego urzędowania, dając do niego trzy strzały rewolwerowe i powodując tym na­tychmiastową śmierć.

Sąd orzekł:

Mieszkańca m. st. Warszawy, Eligiusza Niewiadomskiego, lat 53 skazać po pozbawieniu praw stanu, na karę śmierci.

Kilka minut po godzinie szóstej rano zabrano go z celi i powie­ziono samochodem wojskowym otoczonym przez straż wojskową, do Cytadeli warszawskiej. Samochód psuł się po drodze kilka razy! Kilkaset ostatnich metrów dzielących go od Cytadeli Niewiadomski musiał przejść pieszo z eskortą. Obok nich kroczyli jego obrońca Sta­nisław Kijeński i ojciec Beniamin, kapucyn.

Kiedy w pewnym momencie mecenas Kijeński ujął go pod ra­mię, Niewiadomski z uprzejmym uśmiechem podziękował za pomoc:

Panie mecenasie. Niech mnie pan puści, bo pomyślą jesz­cze, że mnie pan podtrzymuje, a ja idę z całą pewnością sie­bie!

Egzekucję miała wykonać Szkolna Kompania 30 Pułku Strzelców Kaniowskich.

Żołnierze ustawili się w czworobok. Przed nimi stanął Niewia­domski, przy nim duchowny.

Po odczytaniu sentencji wyroku, skazany pocałował krzyż i otrzymał błogosławieństwo. Oto jego pożegnalne słowa:

Odchodzę szczęśliwy, że przestanę patrzeć na to, co z Pol­ską zrobił Piłsudski. Ufny jestem, że krew moja przyczyni się do zjednoczenia serc polskich!

Po wypowiedzeniu tych słów podszedł do słupka. Komendant kompanii skierował sześciu wylosowanych żołnierzy na odległość ośmiu kroków przed słupek. Jeden z nich podszedł do Niewiadom­skiego, aby przewiązać mu oczy. Niewiadomski powiedział:

„Nie za­wiązujcie mi oczu i nie przywiązujcie do słupka. Proszę – zwrócił się do żołnierzy – aby mierzono w głowę, ja stanę wam wygodnie”.

Następnie zdjął płaszcz i kapelusz, rzucił je obok. Do ust pod­niósł kwiat róży otrzymany od żony, która przez cały czas procesu przebywała przy nim i dodawała otuchy.

Dokładnie o godzinie 7.19 padła komenda i rozległa się salwa…

A my, Polacy tamtego, obecnego i następnych pokoleń, mamy ciężki orzech do zgryzienia, niezależnie od naszego „uzębienia” po­litycznego, a zwłaszcza moralnego: Eligiusz Niewiadomski postąpił słusznie, czy nie? Był bohaterem, czy tylko mordercą?

Ale pogrzeb miał… bohaterski! Kondukt ruszył 7 lutego 1923 roku do kościoła na warszawskich Powązkach. Była godzina 5.45 rano. Mroźno, prawie ciemno, ponuro, złowieszczo. Gdy pochód dotarł na cmentarz, ktoś zaintonował „Kto się w opiekę”. W koście­le odprawiono Mszę św. żałobną. Odśpiewano wtedy jedną zwrotkę „Roty”. Rodzina i bliscy Niewiadomskiego byli ogromnie zaskoczeni wielkością tłumu, liczącego około 10.000 osób. Prawie wszyscy mieli w rękach kwiaty.

Po Mszy św. długi szereg wieńców i trumnę poniesiono do gro­bu drogą wyłożoną gałązkami jodeł. Kobiety płakały. Nie było niko­go, kto by spoglądał obojętnie, nie licząc agentów PPS i samego

Pił­sudskiego, którzy byli tam „służbowo”. Podczas spuszczenia trumny do grobu panowała złowroga cisza.

Jeden z uczestników pogrzebu odpiął swój Krzyż Walecznych i rzucił go do grobu.

Na koniec odśpiewano „Rotę”, a grób został pokryty górą kwia­tów.

Na wstędze dużego bukietu z fiołków alpejskich widniała szarfa z napisem: „Od Polek z Ameryki – Cześć NIEŚMIERTELNEMU!”

A my zadumajmy się nad pytaniem: Jaka byłaby późniejsza Polska, gdyby Eligiusz Niewiadomski wystrzelił do głównego sprawcy jej nieszczęść, a nie do jego bezwolnego figuranta?

Byłażby to z pewnością Polska inna niż tamta, żydomasońska.

Wraz z tą inną Polską, także, chociażby trochę inna byłaby Euro­pa?

1. A nie „na uchodźstwie”.

2. Korzystam z opracowania Emilii Kunikowskiej, która oparła się m.in. na pu­blikacjach w „Kurierze Porannym” /01.02.1923/; „Kurierze Poznańskim” /01.02.1923/; „Gazecie Porannej” /07.02.1923/ i „Kartkach z więzienia: Eligiusz Niewiadomski”, Poznań 1923 oraz S. Kijeńskiego: „Proces Eligiusza Niewiadomskiego”.

3. Słowa tragicznie aktualne na dziś, jutro i pojutrze! – H.P.

Źródło

________________________

 Ostatnie słowa Eligiusza Niewiadomskiego przez egzekucją:

„Ginę za Polskę, którą gubi Piłsudski!”.

Mało kto wie, że powyższe słowa Niewiadomskiego: „Ginę za Polskę, którą gubi Piłsudski!” były cenzurowane, a prasa, która je publikowała – konfiskowana.

Oto ocena Piłsudskiego jednego z polskich kapłanów spod Łańcuta wygłoszona na kazaniu w 1933 r.

„ (…) On jest duchem ciemności, który z dnia zrobił noc. Z wolnej Polski czeluście piekielne. Rządzi on Polską, jako duch wschodu i barbarzyństwa. Zatruł ducha narodu, zdeptał jego honor. Zdemo¬ralizował znaczną część społeczeństwa. Mimo tego spodlona część narodu buduje mu pomniki i cześć boską oddaje. Odebrano życie i zdrowie najlepszym ludziom. Panoszą się zdrajcy, złodzieje i judasze. (…)”.

List Otwarty RW Narodowego Odrodzenia Polski z dn. 31.01.2010 r.
W czasach, w których normą stała się obojętność na dobro ogółu, postać i dzieło życia Eligiusza Niewiadomskiego jaśnieje w naszej historii niczym gwiazda przewodnia.
Wybitny malarz, krytyk sztuki, działacz konspiracyjny w walce z zaborcami, więzień carski, ochotnik w wojnie z bolszewikami i wreszcie ten, który w jednoosobowym akcie bohaterstwa i największego poświęcenia zlikwidował uosobienie zdrady i antynarodowych sił w odrodzonym Państwie Polskim – Gabriela Narutowicza.
Niewiadomski, stając twarzą w twarz ze Złem, nie wahał się ani chwili; aby zaś czyn jego nie został przez antypolską propagandę napiętnowany, jako „skrytobójczy” oddał się bez wahania w ręce policji, zaś przed sądem zażądał dla siebie kary śmierci. Stojąc przed plutonem egzekucyjnym, bez zawiązanych oczu umierał z imieniem Polski na ustach ? Męczennik do ostatniego tchu. Nic dziwnego, że na Jego pogrzeb przybyły tysiące Polaków, aby oddać Mu hołd. Jego czyn wstrząsnął sumieniami i walnie przyczynił się do zatrzymania rosnącej fali rewolucyjnej destrukcji.
W dzisiejszej Polsce, zdominowanej przez koncepcje i środowiska wrogie idei wolnej Ojczyzny, pamięć bohaterskiego czynu Eligiusza Niewiadomskiego jest zacierana. Dlatego też w kolejną rocznicę Jego śmierci domagamy się, by Jego imię i Pamięć o Nim została oficjalnie należycie doceniona i uhonorowana.
Pierwszym krokiem musi być rzecz najprostsza. W całym kraju place, ulice, pomniki i szkoły noszą często imiona najgorszych zbrodniarzy – nie ma zaś ani jednego miejsca, które byłoby materialnym wyrazem należnej czci dla Eligiusza Niewiadomskiego.
Narodowe Odrodzenie Polski występuje więc do władz samorządowych, aby również jednemu z pierwszych w panteonie narodowych bohaterów ofiarować ten najmniejszy z możliwych hołdów. Szczególnie ważne jest, aby Eligiusz Niewiadomski stał się patronem szkół, gdyż czyn jego w pełni zasługuje na miano dobrze wykonanego narodowego i obywatelskiego obowiązku wobec Ojczyzny.
Trudno wyobrazić sobie lepszy wzór dla współczesnej młodzieży.

One Response to Dwa pogrzeby jeden wstyd – Henryk Pająk

  1. Mało kto wie, że powyższe słowa Niewiadomskiego: „Ginę za Polskę, którą gubi Piłsudski!” były cenzurowane, a prasa, która je publikowała – konfiskowana.

Dodaj komentarz